Podsumowanie Regionalnego Konkursu Ortograficznego 2013
Treść
Sztuka bezbłędnego pisania jest umiejętnością coraz rzadszą. O wynikach nauczania ortografii w bardzo niewielkim stopniu decyduje nauczyciel języka polskiego, a w znacznie większym nawyki czytelnicze ucznia, jego osobiste predyspozycje, środowisko, w jakim wzrasta uczeń i wreszcie waga, jaką przykłada się do kultury języka. A ta jest w naszym społeczeństwie niestety niewielka. Głównym naszym celem było propagowanie tej kultury, ale mamy nadzieję, że konkurs ten będzie także jeszcze jednym narzędziem diagnozowania Państwa uczniów i porównania ich z uczniami innych gimnazjów.
Najczęściej popełniane błędy:
1. Jak co roku bardzo dużą trudność w tym roku sprawiła pisownia łączna lub rozdzielna połączeń wyrazowych. Jest to jeden z najtrudniejszych problemów ortograficznych, bowiem łączne lub rozdzielne pisanie takich połączeń opiera się głównie na kryterium konwencjonalnym (brak wyrazistych zasad).
a) Nikt nie napisał poprawnie wyrazu pół-Mulat. Jeżeli liczebnik pół występuje w połączeniu z nazwą własną ( a nazwy plemion i ras ludzkich do nich się zalicza), to pomiędzy tym liczebnikiem a nazwą własną stawiamy myślnik, zachowując pisownię drugiego członu dużą literą np. pół-Szwed, pół-Polak, pół-Murzyn, pół-Mulat.
b) Dużo błędów popełniono także w pisowni innego złożenia z liczebnikiem pół – półgodziny – liczebnik pół tworzy wyrazy złożone, w których drugim członem jest rzeczownik, czasownik, przymiotnik, przysłówek lub inny liczebnik. Te wyrazy piszemy razem.
c) Trudność sprawiała także pisownia wyrazów rzadko spotykanych, już może trochę wychodzących z użycia np. „oścież” w wyrażeniu „otworzył okno na oścież” czy „zgoła”.
d) Choć dyktando było bardzo trudne, to stanowczo zbyt wielu uczniów robiło błędy w wyrazach, których pisownia jest jasno określona przez podstawowe zasady ortograficzne. Kilka osób napisało wyraz rzadko przez samo ”ż”, niepohamowana przez „ch”.
Serdecznie dziękujemy Państwu za wzięcie udziału w naszym konkursie, bardzo jesteśmy wdzięczni nauczycielom polonistom za pracę, którą włożyli w przygotowanie uczniów, przeprowadzenie eliminacji szkolnych i pomoc w sprawdzeniu prac konkursowych. Mamy nadzieję, że ten wspólny wysiłek przyczyni się choć trochę do kultywowania kultury języka w naszym społeczeństwie.
Uczniowie Państwa zajęli w naszym konkursie następujące miejsca:
1. Sebastian Ciężki – Raciąż
2. Jowita Szczuka – Raciąż
3. Marcin Markowicz – Krajkowo
4. Dawid Antoszewski – Unieck
5. Natalia Deptuła – Gralewo
6. Magdalena Wielgolaska – Unieck
7. Justyna Wodowska – Krajkowo
8. Igor Szymborski – Krajkowo
9. Kamil Gątarski – Gralewo
10. Emilia Kuskowska – Unieck
11. Monika Plewicka – SLO Raciąż
12. Justyna Osiecka – Koziebrody
13. Grzegorz Waśniewski – Raciąż
14. Paulina Nabakowska – SLO Raciąż
15. Agata Trzcińska – SLO Raciąż
16. Sandra Grzegorzewska – Koziebrody
17. Martyna Bąk – Gralewo
18. Paulina Grzegorzewska – Koziebrody.
Tekst dyktanda:
Wyimki z diariusza wojażu
Dokąd by jechać? Niech no by ktoś doradził. Wszakże nie sztuka dać się obłupić ze skóry i wyzuć się z bez mała ośmioipółletnich oszczędności. Jednak niepodobna już było wyrzec się hołubionego w marzeniach tournee. Zrazu zamierzaliśmy lecieć LOT-em do Francji, jednakże przeważył samochód i Sycylia.
Kompletując najpotrzebniejsze wyposażenie, przetrząsnęliśmy spichrze wujostwa, którzy słyną z chomikowania. Wygrzebaliśmy przewodnik Larousse’a sprzed wojny i stary dziewiętnastowieczny instruktarz. Współczesnego instruktażu nie poskąpili nam druhowie, nie najgrzeczniejsi, ale za to na poziomie zawodowstwa znający ojczyznę Niccola Machiavelliego i gusty mafiosów. Kazali nam wziąć ze sobą fotooffsetowe odbitki paszportów.
Coczwartkowa średnioterminowa prognoza meteorologiczna nie była niepomyślna. Zamontowałem w peugeocie zestaw głośnomówiący dla telefonu komórkowego. Chciałem się raz-dwa spakować, wiec obie panie wrzuciły luzem do wozu mini- i midi-spódnice. Żeby uniknąć hipochondrii, upchnęliśmy w bagażniku żywności w bród, bo choć obżartuchami nie jesteśmy, nie dojadać nie zamierzaliśmy. W noc przed wyjazdem prześladowały mnie we śnie erynie, potem obskoczyły fauny, które wreszcie przegonił sam Cerber i Bachus z bachantkami. Na aluzje o cudzołóstwie żona stanęła w pąsach.
W drodze wbrew prognozie mżyło, a niebo było niebieskawoszare. W półbrzasku minęliśmy Konstancin-Jeziornę, kierując się na południowo-zachód, na Kraków Płaszów, a nadwiślańskie łęgi wyglądały, jakby się szadź na nich osadziła.
DYKTANDO – DOGRYWKA
Jego przyprószony siwizną quasi-opiekun z college’u skądinąd istny quasimodo, potępiał w czambuł takie figle-migle. „Lepiej by zatańczył jive’a albo boogie-woogie albo by zagrał w scrabble’a” – pomyślał trener. Ale ten nicpotem zhardział i nic a nic nie słuchał jego wskazówek. Co bądź by rzekł, wszystko na nic. „Azaliż po to mknęliśmy w przestworzach boeingiem, by przegrać sromotnie z tym niby-mistrzem, półzawodowcem z Buska-Zdroju albo pseudo-Rosjaninem z abchaskiego klubu, który przywlókł się do ośrodka rzężącym rzęchem” – żachnął się.
Tymczasem super-mistrz, popatrzywszy na rozżarzone słońce, zamarzył – czyżby poniewczasie – o udanym come backu na bieżnię.